„Złota różdżka, czyli bajki dla niegrzecznych dzieci”
O dziewiętnastowiecznych wierszykach dla dzieci pisałem już na blogu, ale pojawia się nie lada okazja, by temat nieco odświeżyć. W jednym z antykwariatów udało mi się zdobyć wyjątkową reedycję petersburskiego wydania „Złotej Różdżki” Heinricha Hoffmanna z 1883 roku.
Dzieło to zostało pięknie wydane przez firmę Verso w 2003 roku, ale poza walorami stricte estetycznymi niezwykle ważny okazuje się tu obszerny komentarz Janusza Dunina, polonisty, bibliotekarza i zarazem pomysłodawcy tej reedycji. Warto sięgnąć po to opracowanie, by dowiedzieć się, skąd tak naprawdę wzięła się wyjątkowa popularność książeczki dla dzieci wydanej i zilustrowanej w 1845 roku przez nieznanego wówczas niemieckiego pisarza i psychiatrę.
Kim jest Rozczochrany Piotruś?
Co ciekawe, oryginalny zbiór wierszyków Hoffmana „Struwwelpeter” („Rozczochrany Piotruś” był bohaterem jednego z wierszyków) stał się później inspiracją do powstania wielu pieśni, sztuk teatralnych oraz różnego typu gier i zabaw. Mało tego, zaczęły pojawiać się liczne przeróbki i imitacje tej książki, tak zwane „struwwelpetriady”, czyli teksty, które mówiły o nieposłuszeństwie dzieci i spadających na nie karach. Dunin zauważa, że powstała nawet „Struwwelelse” – specjalna wersja wierszyków dla niegrzecznych dziewczynek, a wkrótce potem ów gatunek „struwwelpetriady” zaczęto adresować także do dorosłych.
Dziełko Hoffmanna zrobiło oszałamiającą karierę. Wydano je w czterdziestu językach, a samych tłumaczeń na język angielski ukazało się około dwudziestu. Z tych ostatnich na uwagę zasługuje popularne tłumaczenie Marka Twaina, wydane pod tytułem „Sloven Peter” (Niechlujny Piotruś). Wpierw zaglądały do niej dzieci, ale potem tym dziełem zaczęli interesować się dorośli – m.in. badacze literatury, socjologowie, pedagodzy, a także… bibliofile.
Dawno, dawno temu, czyli jak powstała „Złota różdżka”?
Wokół „Struwwelpetera” narosły też liczne legendy. Ta najbardziej powszechna mówi, że pewnego dnia Hoffmann ruszył do miasta, by kupić swojemu dziecku interesującą książeczkę na prezent gwiazdkowy. Ponieważ nie znalazł żadnej interesującej lektury dla swego kilkuletniego synka, postanowił zaopatrzyć się w notatnik. Zapisywał w nim własne wierszyki, opatrując je przy okazji kolorowymi obrazkami. Dalszego ciągu można się domyślić. Jeden z wydawców pochwalił prace dziecięcego psychiatry i namówił go do wydania zbiorku. Czy tak było naprawdę? Dziś trudno rozstrzygnąć, ale jak mówią – w każdej legendzie jest jakieś ziarno prawdy. I tego się trzymamy.
Jednak droga do polskiej edycji „Struwwelpetera” była dość zawiła, pełna zagadek i tajemnic. Problem w tym, że w XIX wieku docierały do naszego kraju różne pozycje książkowe, które lokalni wydawcy przerabiali na własny użytek. Zmieniano tytuły, nie podawano nazwiska autora, nie mówiąc o ilustratorach (oczywiście po to, by nie płacić honorariów prawowitym autorom). Spolszczano obcobrzmiące imiona bohaterów, czasem sam przekład traktując niezbyt wiernie. Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, że twórca przekładu był traktowany jak autor. Nierzadko książki publikowane były bezimiennie.
Co ma rosyjski Stepka do polskiego Stasia?
Nie inaczej było ze „Złotą Różdżką”. Okazuje się, że pierwowzorem do polskiego wydania była edycja rosyjska z 1849 roku, a nie niemiecka. Cały układ książki nawiązywał do petersburskiego wydania „Stepki Rastrepki” (to rosyjski odpowiednik „Stasia Straszydły”, bohatera pierwszego w zbiorku wiersza). Książeczkę wydano anonimowo pod tytułem „Złota rószczka”, z dopisanym dwuwierszem:
Czytajcie dzieci, uczcie się,
Jak to niegrzecznym bywa źle.
Żeby tego było mało, na górze okładki, na dużym balonie widniał napis „Staś Straszydło”. Sęk w tym, że w świadomości polskich czytelników (a także i wydawców) utkwiła na dobre nazwa „Złota rószczka”, która w kolejnych wydaniach zmieniła się w „Złotą różdżkę”. Unikalna polska nazwa jeszcze bardziej utwierdzała małych odbiorców i ich rodziców, że mamy do czynienia z rodzimym tekstem, a nie przekładem.
„Pedagogika rózgi i pasa”
Co ma jednak „Złota różdżka” do bohaterów mrocznych historyjek, które Hoffmann zaadresował do niegrzecznych dzieci? Polski tytuł książeczki Julian Tuwim skojarzył z czterowierszem, który swego czasu był umieszczany w elementarzach o.o. jezuitów. Znalazłem go na kartach „Cicer cum caule”:
Różdżką Duch Święty dziateczki bić radzi,
Różdżką bynajmniej zdrowiu nie zawadzi,
Różdżka napędza rozumu do głowy,
Uczy paciorka i broni złej mowy.
Okazuje się, że ów wierszyk jest znacznie dłuższy, a kolejne wersy mogą wiele wyjaśniać:
Różdżka, choć bije, nie połamie kości,
Dziatki hamuje od wszelakiej złości.
Różdżką, gdy dziecię będzie matka siekła,
Wybawi jego duszę z piekła.
Już nikt chyba nie ma wątpliwości, że nie chodzi o atrybut początkującego czarodzieja, lecz o rózgę – przez całe stulecia uważaną w Europie za najlepszą metodę wychowawczą, dyktowaną wyłącznie miłością i troską o swą latorośl. Zacytujmy ostatnie cztery wersy wierszyka, wyszperanego przez Dunina z XVIII-wiecznego „Czytania pisma polskiego, teraz nowo z przydatkiem i katechizmem dla małych dziatek krótko zebranym”:
Błogosław Boże! I takowe lasy,
Gdzie różdżki rosną, w jak najdłuższe czasy.
Na młodych dobra jest różdżka brzozowa,
Na starych korbacz, albo wić dębowa.
Książeczka Heinricha Hoffmanna aż nadto wpisywała się w wychowawczy nurt, w którym za największy grzech uważano nieposłuszeństwo. Stąd zaczerpnięto pewnie tytuł polskiego tłumaczenia wierszyków niemieckiego pisarza. Bo – jak słusznie zauważył Dunin – dziełko to „było wyrazem pedagogiki rózgi i pasa”.
Skąd tak duża popularność „Złotej Różdżki”?
O czym zatem są wierszyki zebrane pod nazwą „Złotej Różdżki” i dlaczego zdobyły taką popularność? Co w nich było takiego, że wielu dorosłych potrafiło cytować je z pamięci? Książeczka jak na owe czasy była swego rodzaju fenomenem. Łatwe, wpadające w ucho rymy, spolszczone imiona bohaterów (był Józio zamiast oryginalnego Fredricha, Pawełek zamiast Philippa, Jędruś zamiast Hansa, wreszcie Michaś zamiast Kaspara), kolorowe (sic!) ilustracje, wreszcie – niezwykłe historie, które zdarzały się opisywanym w wierszykach dzieciom.
Zły Józio, co „wszystkim płatał psot tysiące” został pogryziony przez pobitego psa. Julkowi krawiec obciął palce, bo nie słuchał mamy. Grześ, który bez pytania wziął z domu parasol, w konsekwencji zniknął bez śladu. Z Kasi, która zaczęła bawić się zapałkami „garść popiołu pozostała”. Smutny los spotkał też Michasia, który nie chciał jeść zupy:
Tak też z Michasiem, był zdrów i tłusty.
Pięć dni grymasił, umarł na szósty.
Tę historię o chłopcu, który nie chciał jeść zupy przywołała we wspomnieniach Magdalena Samozwaniec. Choć pomyliła imię chłopca (pisała bowiem o Grzesiu, nie o Michasiu), nie omieszkała nadmienić, że po przeczytaniu tego wierszyka wspólnie z siostrą Magdaleną „wsuwałyśmy zupsko, którego jakeśmy nie lubiły, na akord”. Dunin podpowiada, że w oryginale dziecko zmarło już piątego dnia, więc można by sądzić, że polska wersja jest nieco łaskawsza, bo maluch mógł pożyć jeszcze dzień dłużej.
Złota różdżka: humor czy horror?
Czy tragiczne historie nieposłusznych dzieci mogły się cieszyć aż tak dużym uznaniem i popularnością? Ponoć to kwestia właściwego odczytania wierszyków. Dzieci nie traktowały okropnych kar zupełnie serio. Poza pedagogicznym wydźwiękiem i pouczającą puentą dostrzegły w tych surrealistycznych historiach dużą dawkę ironii i satyry. Ale czy na pewno?
Przywołana przeze mnie młoda Kossakówna określała wierszyki Hoffmana lapidarnie i dość jednoznacznie: „okropieństwa”, a Julian Tuwim konkludował: „takimi to ohydnymi okropieństwami straszono nieszczęsne umysły dziadków, pradziadków, babć i prababć dzisiejszych czytelników naszej bogatej literatury dla dzieci!”. A sam zbiór wierszyków autor „Kwiatów polskich” nazwał „straszną książeczką”. Być może „Złota Różdżka” miała wielu zwolenników, ale jak widać, zdarzali się i przeciwnicy. A kontrowersje, które wzbudzała dodatkowo wpływały na jej ogromną popularność.
Nowe polskie wydanie „Złotej Różdżki”
I choć sam Michał Rusinek w przedmowie do nowego polskiego wydania „Złotej Różdżki” z 2017 roku podkreśla, że „kar wymierzanych dziecięcym przestępcom nie da się traktować równie poważnie, jak okrucieństwa bajek braci Grimm” to widać wyraźnie, że nowe adaptacje wierszyków są wyraźnie złagodzone, nawiązują do oryginalnego tekstu Heinricha Hoffmanna (a nie do rosyjskiego przekładu) i chyba nie szokują aż tak bardzo małych czytelników.
Dlatego zapewne Michaś, co nie chciał jeść zupy jest teraz Kacperkiem (wyraźna aluzja do oryginalnego Kaspara). Na próżno też szukać w wierszyku słynnego wersu „Kto nie je zupy, ten umrzeć musi”. Niejadek umiera też „zgodnie z oryginałem” piątego dnia, a nie szóstego, jak w wydaniu petersburskim:
A na dzień czwarty… cóż szkoda słów:
Spójrzcie na Kacpra: blady jak nów!
Już niemal zniknął, nie wstaje prawie…
Dzień później umarł, no i po sprawie.
Jędruś gap jest teraz Jackiem Wniebogapkiem, Pawełek wiercipięta to nie kto inny, jak „Filip, co się bujał”, a Kasia z „Okropnej historii o zapałkach” zmieniła się w Hanię.
Sięgając po „Złotą różdżkę” warto wiedzieć, że jej historia ma już 150 lat. Kto by przypuszczał, że niewielki zbiorek wierszyków dla dzieci będzie tłumaczony na kilkadziesiąt języków. Pierwsze XIX-wieczne wydania tekstu frankfurckiego psychiatry osiągają obecnie zawrotne sumy. Nawet w Polsce wydanie bibliofilskie z 1995 roku jest praktycznie nie do zdobycia. Przy odrobinie szczęścia, można w internetowych antykwariatach znaleźć wydania „Struwwelpetera” w języku japońskim, egipskim czy nawet po łacinie.
Swoją drogą, ciekaw jestem którą z wersji „Złotej różdżki” kupilibyście swoim dzieciom.
===
- Złota różdżka, czyli Bajki dla niegrzecznych dzieci, Warszawa 1993
- Heinrich Hoffmann, Tajemnice niezwykłej kariery książki „Struwwelpeter” oraz jego sobowtórów „Stepki Rastrepki” i „Stania Straszydło” odkrywa Janusz Dunin, Łódź 2003
- Złota różdżka, czyli Bajki dla niegrzecznych dzieci, Warszawa 2017