Krzyżówki zamiast „Szpilek”, czyli jak obronić fraszkę?
Do podjęcia tego tematu zainspirował mnie Lech Konopiński, który życzliwie znosi moje zachęty do opowieści o swojej twórczości, przyjaźniach literackich i pracy nad nowymi książkami (o czym zresztą napiszę niebawem).
W rozmowie ze znanym poznańskim fraszkopisem pytałem, może trochę retorycznie, jak właściwie fraszka ma być gatunkiem, który poza uśmiechem wzbudza szacunek, podziw dla jej autora, zostawia jakiś ślad w sercu czytelnika, skoro tak wiele wydaje się dziś tekstów słabych, bez konceptu, bez dobrej puenty. Jeno z rymem i to najczęściej częstochowskim?
Lech Konopiński zgodził się ze mną, i choć przyznał, że zazwyczaj jest życzliwy dla każdego, kto coś pisze, to jednak zauważa zalew grafomańskich tekstów, zwłaszcza wśród osób, które publikują utwory rymowane. Zasiadając przez wiele lat w Związku Literatów Polskich zapewne napatrzył się na zalew takiej „radosnej twórczości”.
Jak satyra, to koniecznie polityczna
No właśnie, z jednej strony można powiedzieć: przeżywamy rozkwit, a może nawet renesans tego gatunku, z drugiej zaś – współczesne fraszki to najczęściej niskiego lotu (u)twory i zabawy słowne poświęcone głównie aktualnym wydarzeniom politycznym czy obyczajowym, które po kilku latach okazują się nieczytelne i mało ambitne, pozbawione wartości wszelakiej (a już na pewno artystycznej).
Fraszka stała się też częstym narzędziem (docinkiem, cytatem) dla polityków, którzy w staraniach o punkty w sondażach pokazują w ten sposób swoją erudycję i błyskotliwość. Nic więc dziwnego, że ta walka, podjęta niegdyś przez Sztaudyngera o podniesienie rangi fraszce wcale się jeszcze nie skończyła.
Pisze się fraszki, nie pisze się o fraszkach
Nie lepiej jest też na poziomie akademickim i naukowym. Ten jeden z najdrobniejszych utworów literackich nie doczekał się w ostatnich latach rzeczowego i pełnego opracowania (nie mylić z zestawieniem czy antologią). – Chcąc uchwycić i poznać prawdziwy smak, sens i wyraz artystyczny fraszki, trzeba spojrzeć na jej korzonki, tkwiące w glebie, na której wyrasta, ustalić stosunek jej do rzeczywistości, która ją wydała – pisał niegdyś Julian Krzyżanowski. Któż dziś tak potrafi pisać o komizmie i humorze jak niegdyś Bystroń czy Tuwim? Pozostają kolejne przedruki i nowe wydania tamtych arcydzieł.
Krzyżówki zamiast „Szpilek”?
Nie ma dziś „Szpilek”, „Muchy” i innych znanych pism satyrycznych. Nawet „Przekrój” zrezygnował już z publikowania fraszek. Nie ma dawnych kabaretów, nie ma odbywających się niegdyś cyklicznych spotkań, takich jak choćby Biesiada Humorystów. Czyżby cała nasza wiedza o krótkiej formie literackiej pozostała nam jedynie w hasłach-rozwiązaniach współczesnych krzyżówek i szarad? Tam jeszcze pozostał ostatni bastion celnych fraszek i aforyzmów.
Słabo się broni ten gatunek także dlatego, że nie ma dziś kto czytać fraszek. Kiedy Lech Konopiński opowiadał o tym, że przygotowuje kolejną edycję bajek dla dzieci, szybko mi dopowiedział: „Wie pan, one jeszcze czytają…”. Smutne to, ale niezwykle celne spostrzeżenie.
Stara dobra fraszka
Wierzę jednak, że dobra fraszka nie zniknie, że się obroni. Przetrwała tyle stuleci, przetrwa kolejne. Są też pozytywne akcenty, takie jak antologie opracowywane przez Józefa Bułatowicza, stowarzyszenia „Fraszka” i „Puch Ostu” czy nowe inicjatywy, takie jak choćby comiesięczne spotkania w Cafe „Fraszka” organizowane przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną w Łodzi.
To chyba odpowiedni moment, by zacząć zbierać, pielęgnować i przybliżać młodym ludziom te najcenniejsze perły. I warto też przypominać, że krótka forma literacka to nie tylko Mikołaj Rej, Jan Kochanowski czy Wacław Potocki. Fraszki czy limeryki pisali przecież poeci największego kalibru, tacy jak Szymborska, Tuwim czy Czechowicz. Warto też sięgać po rzadkie współczesne okazy starej dobrej szkoły fraszki. Zabieram się więc za lekturę pięknie wydanych dzieł przesłanych mi przez Lecha Konopińskiego!