Kto dziś jeszcze czyta książki?
Wiele ostatnio mówi się na temat stanu czytelnictwa w Polsce. Już wstępne wyniki badania przedstawione przez Bibliotekę Narodową nie napawały optymizmem. Wynika z nich, że jedyne 37% ankietowanych przeczytało w 2015 roku przynajmniej jedną książkę. Oznacza to więc, że 63% Polaków nie przeczytało w ubiegłym roku ani jednej książki.
Do badań Biblioteki Narodowej podchodziłbym jednak dość ostrożnie. Po pierwsze to dane deklaratywne. Znamy zatem odsetek osób, które jedynie zadeklarowały, że sięgnęły po książkę i ją przeczytały. Po drugie analizę przeprowadzono na grupie ok. 3 tysięcy osób powyżej 15 roku życia, co może nie oddawać pełnego obrazu tego wycinka rzeczywistości poddanego badaniom. Po trzecie nie chce mi się do końca wierzyć, że naszym ulubionym pisarzem, po którego sięgamy najchętniej i najczęściej jest Henryk Sienkiewicz. Czy liczba „wskazań” odzwierciedla faktyczną popularność tego pisarza w szkole, w domu, w pracy, w pociągu?
Jak wspomniałem wcześniej, to dane deklaratywne. Być może respondentom takie odpowiedzi przychodziły jako pierwsze do głowy. Jak jest naprawdę, możemy się tylko domyślać. Zresztą warto samodzielnie prześledzić badania opublikowane przez Bibliotekę Narodową. Bez względu na metodologię, wnioski z raportu są raczej ponure. Niepokoi także fakt, że odsetek osób, które nie czytają jest najwyższy od lat.
Czytamy głównie romanse, kryminały i fantastykę
Może warto też zastanowić się nad tym, co czytamy. Nie bez znaczenia dla naszego dalszego rozwoju jest to, czy sięgamy po Grahama Mastertona, Kena Folleta czy Danielle Steel. Większość wskazanych autorów sięga daleko poza granice tak zwanej kultury wysokiej. Romanse, książki sensacyjno-kryminalne, fantastyka i literatura faktu – te gatunki najczęściej pojawiały się w wyborach miłośników książek. Aż boję się zapytać, co kryje się pod ostatnią, jakże pojemną znaczeniowo nazwą „literatura faktu” – biografie Roberta Lewandowskiego, Elżbiety II czy Miłosza?
Co ciekawe, czytelnicy intensywni (tak grupę czytających więcej książek nazwali autorzy badania) nie różnią się od pozostałych respondentów jakimiś szczególnymi upodobaniami literackim. Podobnie jak inni sięgają z lubością po romanse, fantastykę czy kryminały. No, może poza jednym wyjątkiem – częściej są na bieżąco z nowościami wydawniczymi.
Mniej (książek) wcale nie znaczy lepiej
W badaniu Biblioteki Narodowej wskazuje się też na „rozdźwięk pomiędzy upodobaniami szerokiej publiczności a wyborami krytyków”. Myślę jednak, że te wyniki nie zaskakują, gdy spojrzymy na to, co dzieje się wokół nas. Zmienił się nasz styl życia, coraz częściej sięgamy po nowe źródła wiedzy – nośniki elektroniczne oraz treści, które na co dzień „konsumujemy” w internecie. Z jednej strony mamy coraz mniej czasu na czytanie, z drugiej – stajemy się coraz bardziej leniwi, by wieczorem lub w weekend przeczytać choć kilka stron ciekawej lektury (czy to papierowej, czy elektronicznej). Ale czy to nas tak do końca usprawiedliwia i czy naprawdę książki stają się niepotrzebne w codziennym życiu?
Zacząłem się zastanawiać, co właściwie decyduje o tym, że sięgam po dany tytuł lub autora? Co motywuje mnie do czytania? Nie jest przecież tak, że zawsze mam ochotę na lekturę. Nie robię też tego automatycznie, bez przemyślenia, sięgając po pierwszy z brzegu tytuł, który leży na półce.
Gdzie szukać motywacji do czytania książek?
Podczas studiów mieszkałem przez czas jakiś w akademiku z kolegą, który podobnie jak ja, studiował polonistykę. Gdy rozmawialiśmy o jakimś autorze, którego Piotr (mój imiennik) nie czytał, następnego dnia wypożyczał wszystkie tytuły wspominanego pisarza i czytał po kolei to, co udało mu się znaleźć w bibliotece. Robił tak za każdym razem, gdy w rozmowach padało nazwisko artysty, o którym wiedział niezbyt wiele. Miał motywację. Kto dziś tak czyta? Pewnie niewielu z nas.
Po studiach pracowałem z kolegą, który opowiedział mi według jakiego klucza wybiera sobie tytuły. Otóż, Tomasz kupował zawsze książki znanych i popularnych (często bardzo cenionych) autorów, ale tylko te, które nie znalazły uznania wśród czytelników i nie okazywały się bestsellerami. Im mniej znany tytuł, z tym większą ochotą kupował taką książkę.
Czy warto nagradzać za czytanie?
Czy warto motywować do nauki i do czytania? Z pewnością tak. Jednak niektóre pomysły mogą zastanawiać, a nawet niepokoić. Jak wspomina Ryszard Koziołek w książce „Dobrze się myśli literaturą” czasem amerykańskie szkoły nagradzają uczniów za zdane egzaminy czy zaliczenie roku. Niby nie ma w tym nic dziwnego, w końcu zdolni studenci otrzymują od uczelni stypendium naukowe. Mimo to zgarnięcie dwóch dolarów za każdą przeczytaną książkę w szkole w Dallas wywołuje pewien dysonans.
Swoją drogą otrzymanie książki do recenzji też można traktować jako formę wynagrodzenia i zachętę do lektury. Od blogera jednak zależy, jak rzecz zinterpretuje, czy recenzja będzie rzeczowa i merytoryczna, czy będzie tylko kolejną laurką wydaną na cześć autora. Ale to już temat na osobny wpis.
Nie wydaje mi się, by akcje promujące czytelnictwo przekonały osoby, które od kilku lat nie sięgnęły po jakąkolwiek książkę. Sytuacji nie poprawi zapewne zwolnienie dyrektora Instytutu Książki. Nie do końca zgodzę się z tezą, że to wysokie ceny książek wpływają na niski poziom czytelnictwa w naszym kraju. W obliczu aktywnych i świetnie rozwijających się bibliotek, łatwo dostępnych księgarń i antykwariatów internetowych trzeba naprawdę mocno się wysilić, by nie mieć dostępu do interesującej lektury.
Czytanie książek się dziedziczy
Zgadzam się z autorami raportu, że tak naprawdę nawyki czytelnicze kształtują dom oraz środowisko. Czytanie się dziedziczy. Od małego pamiętam, że miałem w domu mnóstwo książek. Mój starszy brat każdy nowy nabytek skrzętnie odnotowywał i katalogował. Książki chętnie wypożyczali od nas znajomi i sąsiedzi. Oczywiście samo ich posiadanie nie gwarantuje sukcesu. Ale widok czytających rodziców lub rodzeństwa, a także ich opinie są naprawdę wystarczającą motywacją.
A motywację można odnaleźć. Kiedy Wisława Szymborska otrzymała Nagrodę Nobla, pracowałem wówczas w jednej z toruńskich księgarń. Tomiki Noblistki znikały wtedy z półek. Z tym, że co druga osoba nie wiedziała tak naprawdę nic o poetce, wielu klientów myliło nawet jej nazwisko, pytając o Wisłocką: „Ma pan może coś Wisłockiej? No wie pan, tej od Nobla”. Może w jakimś sensie mieli rację. Ars poetica może stanowić preludium do sztuki kochania. W każdym razie motywacja do zakupu była. Czy te tomiki trafiły tylko na półki Polaków, czy były jednak czytane przez zaciekawione rodziny w swych domach, to już zupełnie inna sprawa.
Kto dziś jeszcze czyta książki?
Autorzy badania zauważyli też jeszcze jedną niepokojącą rzecz. Czytelnictwo spada także wśród osób z wyższym wykształceniem. Sam widzę to po sobie i moich koleżankach i kolegach. Podczas studiów czytałem 60 książek rocznie, teraz liczba ta znacznie spadła. Z racji licznych obowiązków muszę wysupłać na lekturę odrobinę wolnego czasu (głównie podczas podróży), ale także wspominanej wielokrotnie motywacji. Szukam tych bodźców wokół siebie, a ponieważ czasu na książkę mam coraz mniej, chcę, by tytuł po który sięgnę mnie nie zawiódł, by nie był dla mnie stratą czasu.
Na swoim przykładzie,mogę potwierdzić to,że czytanie się dziedziczy.Mama czytała nam na dobranoc,ale to tata podsuwał mi książki do czytania.Jeżeli dostałam jakieś kieszonkowe,szłam z tatą do księgarni.Kiedy chorowałam,dostawałam od rodziców książkę (dlatego czasem symulowałam ;) ). Chodziłam do miejskiej biblioteki (szkolnej nie znosiłam i nie czytałam lektur-wszystko tylko nie to co kazano). Moja siostra jeszcze czasem czyta swoim dzieciom na dobranoc,bo lubią słuchać przed snem a tak to same,dosłownie,książki „połykają” i to nie tylko lektury dla dzieci.Czytały np. „Hrabia Monte Christo”, „David Copperfield” ,książki podróżnicze itp..I wydawałoby się,że nie będą wiedziały (pamiętały) czego dotyczyła-wiedzą,pamiętają każdą książkę.Może nie wszystko jest dla nich zrozumiałe lecz ja,ciocia,jestem z nich dumna.
Teraz też czytam,może mniej,ale zauważyłam,że od jakiegoś czasu szukam dobrych lektur. Zaczęłam przeglądać blogi,czytać opinie,poszukiwać.
Dobrze,że zajrzałam na ten blog…
Hermann Hesse…przeczytam…zacznę od biografii.
Coś czuję,że będę tu często zaglądać.
:)