Zarażam bakcylem kolekcjonerstwa. Rozmowa z Magdaleną Sosenko
Z Magdaleną Sosenko, historyczką sztuki, antykwariuszką, właścicielką galerii plakatu Grafiteria (znajdującej się w Warszawie przy ul. Mazowieckiej 3/5), rozmawiam m.in. o rodzinnej pasji kolekcjonowania pięknych przedmiotów, Polskiej Szkole Plakatu i o fascynacji papierem.
Piotr Kasperczak (Okruchy.pl): Dlaczego Grafiteria i skąd pomysł na takie przedsięwzięcie?
Magdalena Sosenko: Urodziłam się w Krakowie i tam spędziłam większość mojego życia, ale przyszedł w pewnym momencie moment zmian – poznałam mojego męża, Macieja Gutkowskiego, i przeprowadziłam się z Krakowa do Warszawy, a jak wiadomo – Warszawa to inna rzeczywistość. Musiałam się tutaj odnaleźć. Przez kilka lat szukałam swojego miejsca, pracując w różnych firmach, ale wiedziałam, że praca w korporacji nie jest dla mnie. I tak powoli dojrzewała we mnie idea własnej galerii. Mój mąż był zawsze dla mnie wielkim wsparciem. To on wymyślił nazwę Grafiteria i teraz razem rozwijamy tę naszą rodzinną firmę.
Słyszałem, że zamiłowanie do kultury i sztuki ma Pani w genach?
Pochodzę z rodziny kolekcjonerskiej. W naszym domu od zawsze panował kult przedmiotów zabytkowych, oryginalnych, niebanalnych. Rodzice stworzyli niesamowite kolekcje – głównie zabytkowych pocztówek i zabawek. Obydwie kolekcje są największymi tego typu zbiorami w Polsce. Są jeszcze kolekcje małych form meblarskich, biżuterii patriotycznej, dewocjonaliów, polskiego dizajnu (głównie art deco i ceramiki lat 60.), a także nietypowych sztućców i wiele, wiele innych. Moja siostra, Kasia, zbiera zabytkowe flakony perfumowe i akcesoria mody. Mój brat specjalizuje się w fotografii i zabytkach techniki. Ja mam kolekcję wiecznych piór, kałamarzy, papierów listowych (oczywiście obok kolekcji grafik i plakatów).
Mieszkając w Krakowie na co dzień towarzyszyłam rodzicom w pracy w antykwariacie. Kiedyś mieścił się na Placu Dominikańskim – teraz znajduje się w samym sercu Krakowa – przy Rynku Głównym 29. To miejsce magiczne. Posiada niesamowity klimat, który rodzice wspólnie stworzyli wiele lat temu.
Sztuka na papierze to dość nieostre semantycznie pojęcie. Może je Pani rozwinąć?
W Polsce pokutuje niestety mit papieru jako zdecydowanie podrzędnego nośnika sztuki. Dla większości naszego społeczeństwa sztuka to malarstwo (i to tylko olejne) lub rzeźba czy architektura. Grafiki, plakaty czy akwarele są na szarym końcu. Tworząc Grafiterię, chcieliśmy przyczynić się do nobilitacji tej formy sztuki. To stało się naszą misją: uświadomić młodym (chociaż nie tylko im), że polska sztuka użytkowa ma wyjątkową wartość estetyczną, a także historyczną, a papier jako nośnik w niczym nie powinien ujmować wartości dzieła sztuki. Wśród naszych klientów jest oczywiście sporo osób świadomych, kolekcjonerów, którzy zdają sobie sprawę z wyjątkowości sztuki na papierze. Z nimi prowadzimy czasem wielogodzinne rozmowy o fascynacji papierem. Z drugiej strony są osoby, które dopiero dzięki nam zaczynają otwierać oczy na piękne XIX-wieczne drzeworyty, precyzyjne staloryty czy „pastelowe” litografie. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że grafika i plakat to sztuka wielokrotnego oryginału. To jest teraz nasze motto.
Ale Polska Szkoła Plakatu zajmuje w Grafiterii szczególne miejsce…
Tak, naszą chlubą jest Polska Szkoła Plakatu. Staramy się pokazać młodym ludziom (i nie tylko młodym), że dobra sztuka jest tak blisko. Nie trzeba mieć wielkiego budżetu, aby na ścianie w domu czy w biurze zawisło coś wartościowego. O Polskiej Szkole Plakatu mogłabym opowiadać w nieskończoność, bo to niebywale ciekawe i fascynujące zjawisko. Samo pojęcie powstało w latach 60. i określa twórczość polskich artystów tworzących plakaty filmowe, teatralne, turystyczne, a także cyrkowe i inne.
Wśród najważniejszych artystów – filarów polskiej szkoły plakatu – znajdują się takie nazwiska, jak Henryk Tomaszewski, Eryk Lipiński, Wojciech Fangor, Józef Mroszczak, Roman Cieślewicz, Jan Lenica, Jan Młodożeniec, Franciszek Starowieyski, Waldemar Świerzy i wielu innych. Każdy z tych artystów wypracował swój własny indywidualny styl, jednak to, co ich łączyło, to, co sprawiło, że możemy mówić o zjawisku polskiej szkoły plakatu to wieloznaczność, metafora, subiektywizm, oszczędność formy, a także wielka rola liternictwa oraz doskonały warsztat twórczy.
Wydarzeniem, które zwróciło oczy całego świata na plakat polski była Międzynarodowa Wystawa Plakatu Filmowego w Wiedniu w 1948. Wtedy to Henryk Tomaszewski zdobył pięć nagród za swoje projekty. Od tego czasu polski plakat był naszą dumą narodową. W 1966 roku w Warszawie zorganizowano I Międzynarodowe Biennale Plakatu, a dwa lata później w Wilanowie powstało pierwsze w świecie muzeum poświęcone sztuce plakatu. Te wydarzenia sprawiły, że plakat stał się jednym z najbardziej znaczących osiągnięć polskiej powojennej sztuki na arenie międzynarodowej.
Z taką pasją opowiada Pani o polskim plakacie, że na pewno jest taki jeden ulubiony…
Niewinni czarodzieje Wojciecha Fangora. Mam do tego plakatu szczególny sentyment, gdyż był jednym z pierwszych wybitnych okazów w mojej kolekcji. W tym plakacie wszystko jest idealne: po pierwsze projekt Wojciecha Fangora. Po drugie sam film Andrzeja Wajdy, uwielbiam go! Po trzecie genialna muzyka Krzysztofa Komedy w filmie. Po czwarte świetni aktorzy… i mogłabym tak wyliczać, i wyliczać… Przede wszystkim jednak z tym plakatem wiążą się szczególne wspomnienia i emocje, a to sprawia, że nie oddałabym go za żadne skarby (śmiech).
Zatem w Grafiterii go nie kupię…
Mam go w Galerii, ponieważ czasem lubię się nim pochwalić, ale ten egzemplarz nie jest na sprzedaż. Jeśli jednak pojawi się w naszym zasięgu kolejny – powiesimy go na honorowym miejscu (śmiech).
Trafiłem do Grafiterii, szukając plakatów teatralnych. Ale poszukuję też powojennych plakatów ze spotkań autorskich. Czy jest szansa, że je tu znajdę, czy odeśle mnie Pani do antykwariatu taty w Krakowie? (śmiech)
Plakaty ze spotkań autorskich są zdecydowanie rzadziej spotykane. Ale zdarzają się. A z moimi rodzicami jestem nieustająco w kontakcie – często odsyłam klientów do nich, a oni rewanżują się tym samym. To przewagi rodzinnych relacji (śmiech). Jeśli czegoś u mnie nie ma – odsyłam też do butiku mojej siostry Sosenkohomedecor – również w Krakowie, przy ul. Królewskiej. Rodzinna współpraca przynosi same plusy.
O jakie plakaty klienci pytają najczęściej?
Najczęściej klienci pytają o plakaty ze złotego okresu Polskiej Szkoły Plakatu, czyli lat 50. i 60. Wśród nich dominują zapytania o plakaty filmowe, ale nie tylko. Jest spora grupa amatorów plakatów teatralnych, cyrkowych, sportowych (np. z Wyścigów Pokoju), propagandowych czy turystycznych. Te najlepsze plakaty trafiają się stosunkowo rzadko, gdyż mimo wysokich nakładów (przeważnie między 5 a 10 tysięcy egzemplarzy) do dziś zachowała się niewielka ich liczba. A świadome kolekcjonowanie plakatów, co dziś jest coraz powszechniejszym zjawiskiem, sprawia, że jeśli plakat raz trafi do danego zbioru, nieprędko wraca na rynek. Ale nie tylko lata 60. są na topie. W późniejszym okresie też projektowano świetne i bardzo poszukiwane dziś plakaty do filmów kultowych, np. Gwiezdne wojny, Indiana Jones, Dziecko Rosemary, a z polskich – Miś, Rejs czy Seksmisja.
Czy zdarzają się wyjątkowe perełki, artystyczne białe kruki, z którymi trudno się rozstać?
Zdarza się i to dość często, dlatego niektóre egzemplarze trafiają do mojej własnej kolekcji (śmiech). Jest wiele plakatów które są obiektami westchnień całej rzeszy kolekcjonerów. To na przykład plakat do filmu Pociąg Kawalerowicza, zaprojektowany przez Wojciecha Zamecznika. Jest to niesamowicie rzadki plakat z kilku względów. Oczywiście sam film i projekt stawiają go na najwyższej półce w rankingu, ale jest też inna rzecz, bardziej prozaiczna – czyli sposób wydania tego plakatu. Był on mianowicie drukowany z dwóch arkuszy formatu A1, które przeznaczone były do sklejenia dopiero podczas plakatowania. Często się zdarza, że plakaty tego typu przypadkowo były rozdzielane i zachowywała się tylko jedna połowa. Tego typu zabiegi – drukowanie z dwóch arkuszy – nie były częste. Zdarzały się w przypadku istotnych filmów. Takim właśnie był Pociąg, takim jest Kanał Andrzeja Wajdy, zaprojektowany przez Zygmunta Anczykowskiego czy też Koniec nocy zaprojektowany przez Jana Młodożeńca. Do białych kruków można też śmiało zaliczyć Nóż w wodzie, zresztą obie wersje: jedną zaprojektował Maciej Hibner, drugą Jan Lenica.
Kto najczęściej odwiedza Grafiterię. I czy tradycyjny odbiorca różni się od tego, kupującego przez internet?
Grafiterię odwiedzają kolekcjonerzy, którzy szukają konkretnych plakatów do swoich kolekcji, osoby poszukujące dobrej sztuki w rozsądnej cenie do wystroju wnętrz, młodzi ludzie, którzy chcieliby kupić bliskiej osobie niestandardowy i wyjątkowy prezent, artyści szukający inspiracji i całkiem przypadkowi przechodnie, którzy zakochują się w Polskiej Szkole Plakatu od pierwszego wejrzenia. Są też osoby, które potrzebują doradztwa w sprawie odpowiedniego doboru obrazów do biura.
Początkowo Grafiteria była tylko galerią internetową, ale brakowało nam bezpośredniego kontaktu z klientami. Z własnego doświadczenia wiem, że czasem trzeba zobaczyć coś na własne oczy, zanim się kupi. Zwłaszcza w przypadku grafiki dobrze jest delikatnie wziąć ją do ręki, obejrzeć z każdej strony, wziąć lupę i przyjrzeć się detalom. Dla wielu osób internet jest najlepszym i najwygodniejszym sposobem na wybór i zakup grafiki czy plakatu, zwłaszcza że na naszej stronie można od razu dobrać oprawę i w ciągu kilku dni otrzymać obraz gotowy do powieszenia na ścianie. Z takiej opcji korzystają przeważnie młodzi, którzy lubią dobry dizajn i którym zależy na czasie. Kolekcjoner przeważnie przyjdzie osobiście do galerii, obejrzy obiekt z każdej strony, zastanowi się. Czasami odbędzie kilka takich wizyt przed ostateczna decyzją, bo zawsze przy okazji coś jeszcze wpadnie mu w oko (śmiech).
Wspomniała Pani, że warto zamówioną pracę od razu oprawić. Dlaczego lepiej to zrobić w Grafiterii, a nie we własnym zakresie?
Po pierwsze to jest wygodne. Po drugie nie wszyscy ramiarze wiedzą, jak obchodzić się ze starym papierem. To wyjątkowo delikatna materia, która wymaga delikatności, staranności, a przede wszystkim odpowiednich, czyli bezkwasowych materiałów. Stary papier jest niestety bardzo zakwaszony, dlatego konieczne jest stosowanie odpowiednich – odkwaszonych podkładów czy passepartout. Dzięki temu prace będą zabezpieczone na wiele lat. Nieodpowiednie oprawianie może spowodować, że plakat czy grafika pożółknie, stanie się bardziej krucha, a co za tym idzie – zniszczy się.
Chcę jeszcze podpytać o lokalizację, bo ta wydaje się tu kluczowa. Trzeba przyznać, że ulica Mazowiecka ma swój klimat, a bliskie sąsiedztwo sklepów artystycznych, Zachęty i Akademii Sztuk Pięknych z pewnością pomaga…
Tak, Mazowiecka jest ulicą o wyjątkowo artystycznej historii, a bliskość Akademii, Zachęty i Związku Polskich Artystów Plastyków sprawia, że dobrze się tu czujemy. Artystycznego klimatu dodają nam sąsiadujące sklepy dla plastyków, a co za tym idzie – sporo artystów zatrzymuje się u nas, aby poobcować trochę z Polską Szkołą Plakatu. Podczas pandemii intensywniej pracowaliśmy przez internet, ale na szczęście już powoli wszystko wraca do względnej normalności i cieszymy się, że coraz więcej przechodniów nas odwiedza, częściej też wpadają zaprzyjaźnieni kolekcjonerzy na rozmowy o sztuce.
Czy w tych „normalnych” czasach można Was znaleźć na jakichś wydarzeniach, targach?
Tak, w normalnych czasach można nas spotkać na Targach Plakatu, Targach Rzeczy Ładnych i Targach Sztuki. Brak tych wydarzeń chyba najbardziej doskwierał nam w czasie pandemii. Bo właśnie podczas targów często mamy okazje poznać i porozmawiać z osobami, które całkiem przypadkowo trafiły na nasze stoisko i pod wpływem impulsu zaczynają zakochiwać się w plakatach. Wprowadzanie kogoś nowego w klimat Polskiej Szkoły Plakatu i zarażanie bakcylem kolekcjonerstwa to coś, co mnie najbardziej cieszy.
Dziękuję za rozmowę.