Zanim zdobędę się na ciąg dalszy
Turgieniew zauważył kiedyś, że ludzie z zainteresowaniem mówią o wielu rzeczach, z apetytem – tylko o sobie.
Schopenhauer z kolei (który jak się okazuje miał spory wpływ na twórczość Turgieniewa) pisał, że jak nie mamy czasu przyjrzeć się uważnie, kto z dwóch rozmówców jest głupszy – wystarczy rachować, który ile razy powiedział słowo „ja”. Z drugiej strony, kiedy Czapski dał do oceny rękopis książki „Na nieludzkiej ziemi” pewnemu pisarzowi francuskiemu, ten zapytał go – Dlaczego pan tak rzadko mówi „ja”?
No właśnie. Jeśli chce się pokazać swój punkt widzenia na problematykę epigramatyki polskiej w dość luźnej i – mam nadzieję – przystępnej formie, jaką jest blog, czasem używanie owego „ja” jest nie do uniknięcia. Zwłaszcza jeśli chce się wytłumaczyć czytelnikowi motywacje, dla których nadal (choć z przerwami) piszę o fraszkach, starając się uchronić ten gatunek literacki od jednoznacznych i nierzadko krzywdzących ocen (wynikających jak mniemam z niewiedzy lub niedostatecznego zagłębienia się w problem).
I choć coraz rzadkiej piszę, nadal naiwnie wierzę, że można oddzielić rymy częstochowskie i nagminnie pojawiającą się tu i ówdzie „radosną twórczość” od źródeł i esencji satyry i kunsztu wspaniałych polskich fraszkopisów. Ale miało być o mnie, więc piszę, co następuje.
Przez długi czas zastanawiałem się nad tym, w jakim kierunku powinien zmierzać ten serwis i czy właściwym jest dalsze przybliżanie osób z literackiego światka, którzy parali się krótką formą literacką lub przynajmniej – powiedzielibyśmy dziś – „otwarli” się o fraszkę (o czym większość z nas albo nie ma pojęcia, albo dawno już zapomniała).
Zrodziło się w mojej głowie także pytanie (a pewnie i wątpliwość) – czy warto? Czy warto wolne chwile przeznaczać na dalsze epigramatyczne eksploracje, zdając sobie sprawę z tego, że temat ów jest delikatnie rzecz ujmując – niszowy – i niewielu już zajmuje i pasjonuje tak jak mnie?
Jednak spieszę donieść, że pojawiły się tu i ówdzie zaproszenia na spotkania i pogadanki, a także zapytania o konkretnych autorów lub – co ciekawe – artystów i ilustratorów polskich fraszek. Nie będę dziś już zdradzał szczegółów, bo pojawią się one już niebawem na stronach mojego serwisu. Wielu też zacnych blogerów namawiało mnie w ostatnim czasie, bym powrócił do pisania. I trudno pozostać nieczułym na tego typu zachęty i inspirujące propozycje współpracy.
Dzięki piękne za wszystkie ciepłe słowa i żeby nie być gołosłownym już teraz zapowiadam, że w najbliższym czasie postaram się odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie: czy katastrofista może parać się satyrą?
fot. fotolia.com