Oko trę, że mam ból…, czyli słów kilka o satyrze fonetycznej
Jakiś czas temu pisałem o książkach, których Julian Tuwim nie napisał. Po lekturze kilku blogów o literaturze i przeczytaniu kilku komentarzy na forach internetowych, muszę wrócić do tego pomysłu, nieco go jednak modyfikując. Tym razem chcę wziąć na warsztat wierszyk (nie książkę), który niesłusznie przypisuje się autorowi „Kwiatów polskich”.
Ale zanim zdradzę szczegóły oraz właściwego autora tego niezwykłego skądinąd wiersza, kilka słów wyjaśnienia. A że temat jest dość wdzięczny i zabawny, możecie spodziewać się, że nieco popłynę i rzucę garścią przykładów.
Julian Tuwim miał obsesję na punkcie przeróżnych łamigłówek słownych, rozrywek umysłowych, językowych dowcipów. Przez lata całe zestawiał, kompilował, porównywał setki tekstów, artykułów, wierszy satyrycznych i anegdot. Co ciekawe, uwielbiał szperać w starych czasopismach, poszukując tych rzadkich nie zawsze udanych, często grafomańskich i absurdalnych tworów językowych. Ale jak nikt inny przyglądał się tym kuriozom wyjątkowo dokładnie, komentując je na swój sposób.
Śladem językowych przedrzeźniaczy
Co ważne, wiele osób wie o tych Tuwimowskich zamiłowaniach. I to się chwali. Na nieszczęście jednak pewne utwory, które wyszperał nasz książę poetów i które opisał lub skomentował, krążą później po Sieci, jako… „jedyne w swoim rodzaju” wiersze Juliana Tuwima. A rzecz ma się zgoła inaczej.
Tuwim wiele miejsca w swych rozważaniach o języku poświęca parodii i karykaturze językowej u rożnych nacji i narodów. Pokazuje, że warstwa brzmieniowa języka sąsiadów może być efektem kpin i tak jest już od pokoleń. Niezależnie, czy Polak naśmiewa się z Czecha, a Warszawiaka śmieszy „Poznaniok”. Śladem tych językowych przedrzeźniaczy kroczy śmiało autor „Balu w operze”, pokazując różne przykłady „fantastyki lingwistycznej” oraz próby imitowania obcojęzycznych zwrotów i sformułowań.
Wierszyk przypisywany Tuwimowi
I tu dochodzimy do sedna sprawy. Otóż Tuwim w „Pegazie dęba” pokazuje mniej lub bardziej udane próby polskich wierszyków zestawionych nota bene ze słów brzmiących jakby… no właśnie…. w innym języku.
Spójrzmy zatem:
O, cotrain, je m’emboulle,
taquilosse, comme ou jalle,
o, cotrain, palisoule,
om, madame, coulon valle!
Il est trosque, il est bouge,
à ma créve, qui pis vrai.
O madame, o, tonouche,
o madame, o tomb rain!
Co – po odpowiednim fonetycznym odczytaniu tego dziełka – przedstawia się tak:
Oko trę, że mam ból.
Taki los. Komu żal?
Oko trę, pali sól.
O, madame, kulą wal!
Ile trosk, ile burz,
a ma krew kipi, wre.
O madame! Oto nóż.
O madame! Oto mrę.
Tuwim podaje zresztą dziesiątki niezwykle barwnych przykładów „parodii, fantazji i naśladownictw językowych”. Jedne z nich trącą z lekka włoskim, inne francuskim, inne jeszcze angielskim językiem. Należy jednak podkreślić, że nie jest to, jak sądzą niektórzy, jedyny przykład satyry fonetycznej. I druga rzecz – autorem powyższego utworu nie jest Julian Tuwim, lecz K. J. Jaworski.
Inne przykłady humoru językowego
Mniej udanym żartem językowym imitującym włoską pisownię jest wiersz opublikowany w czasopiśmie „Kolce” w 1878 roku:
Tima zocii ac brilanti,
Ino sechia coze bulca,
Bu zitvo iei ama ranti
Uvi elbia iom sasci efranti,
Tioc rongla tac iacculca –
co po bardziej uważnej lekturze można odczytać jako:
Ty masz oczy jak brylanty
I nosek jako cebulka,
Buzi twojej amaranty
Uwielbiają nasze franty,
Ty, okrągła tak jak kulka.
Co ciekawe satyra fonetyczna może ograniczać się często do jednego zdania, a nawet słowa, na przykład nazwiska. I tak w czasie wojny na pewnej fikcyjnej liście delegatów na kongres pokojowy mieli znaleźć się Anglik – lord Cundelbury, Hiszpan – Lubiraz Alerano oraz Gruzin – Tegonieradze.
No dobrze, ale nie tylko Tuwimowski „Pegaz dęba” kryje takie niezwykłe okazy humoru językowego. W „Cicer cum caule” poeta przytacza (ponoć prosto z „Zabawnej gramatyki języka polskiego obrobionej poglądowo – krytycznie wedle (mniej zabawnej) gramatyki A. Małeckiego i całkiem nowemi przykładami zaopatrzonej”) pseudołaciński list studenta do ojca:
„Animi sal cani. Ep. Oda. Ierum. U. animi da. Limen. Delta bac. U. amen D. L. Ova”
…co oznacza – po literalnym spojrzeniu na tekst – ni mniej ni więcej, tylko: „Ani mi Salka nie podaje rumu, ani mi dali Mendel tabaku, a Mendlowa (…)”.
Przykłady zabaw słownych z tłumaczeniami znajdziemy także u Jana Bystronia. W jego „Komizmie” wręcz roi się od wyimków z makaronów czy tworów polsko-łacińskich. Cytuje on na przykład dość ciekawą interpretację słów z Ody XIV Horacego:
Antennaeque gemunt, nec sine funibus.
Co zostało przetłumaczone: Anteny jęczą, i bez drutów i według ówczesnej tradycji szkolnej miało być dowodem filologicznym na istnienie radia w starożytności. Dowodem archeologicznym jest to, że drutów nie odnaleziono.
W innym miejscu Bystroń przytacza dość pikantny dowcip Wojciecha Dzieduszyckiego, który miał spuentować patetycznie jedną z mów politycznych zwrotem:
„I trudno tu nie powtórzyć (…) genialnych słów, zapisanych w czwartej surze Koranu:
aisarak eipud waisak ałaim”,
a zainteresowanym szybko wyjaśniał, że po arabsku należy czytać od prawej do lewej…
Przykładów takich łamańców językowych i zręcznej gry z językiem znajdziecie więcej, bo to naprawdę wdzięczny temat, poparty zresztą bogatą literaturą przedmiotu. I znów chylę czoło przed takimi językowymi erudytami jak Bystroń i Tuwim, którzy pokazują nam, jak można bawić się słowem i czerpać z tej zabawy sporo radości.
——-
Rysunki zaczerpnąłem z Komizmu J. Bystronia (rys. Wł. Bartoszewicz, M. Berezowska)
Piotrze, dziękuję za cenne wyjaśnienia! Bardzo interesujący blog. Pozdrawiam serdecznie z mokrej od deszczu Bretanii.
Dzięki Justyna, w sumie zainspirowałaś mnie do napisania tego postu. Co do zabawy z satyrą fonetyczną, przypomniało mi się, jak w czasach studenckich wkręciliśmy kolegę, studiującego historię, że nie zna sylwetek najważniejszych filozofów. Bo przecież każdy inteligentny człowiek wie, kto to był Thermos z Gescheftu. Kolega dał się wkręcić i cały dzień szukał w bibliotece uniwersyteckiej dzieł „słynnego” filozofa!
Tales z Miletu oraz Sedes z Bakelitu.
To kim był w takim razie K. J. Jaworski? Wychodziłoby na to, że to poeta najbardziej znany i nie znany równocześnie.
A mi z czasów studenckich przypomniały się dwa nazwiska, Ernest Szczydoniecki i (uwaga zagraniczne) Makutasa Posampas.
Chyży rój w cichej lipie…
Z lat dzieciństwa (opowiadał mi ojciec, że taki wierszyk wielojęzyczny, prawdopodobnie utworzony w obozie w czasie wojny – rozmowa ucznia (sztubak) ze złapaną …wszą?
– Meine libe wesz Kuda wędrujesz?
– Ja wędruje, In der schule Sztubakowi za koszule
– A to ty mala, Ty mnie ukąsła… Mniam mniam mniam ja cię zjem.