Czytelnictwo w Polsce w 2020 roku. Stan daleki od optymizmu
Więcej kupujemy książek online, więcej pożyczamy od znajomych, więcej książek dostaliśmy w ubiegłym roku w prezencie. Ale czy faktycznie więcej czytamy? Czy są powody do optymizmu? Zapraszam do lektury.
Stan czytelnictwa w Polsce w 2020 roku
Tradycyjnie jak co roku na okoliczność Światowego Dnia Książki Biblioteka Narodowa opublikowała Stan czytelnictwa w Polsce w 2020 roku. Wynika z niego, że 42% Polaków zadeklarowało (to ważne słowo), że w ubiegłym roku przeczytało przynajmniej jedną książkę.
Ponieważ wynik raportu Biblioteki Narodowej jest o 3 proc. wyższy w porównaniu z 2019 rokiem (który niejako zatrzymuje kilkuletnią tendencję spadkową), można by powiedzieć, że powiało optymizmem. Niektóre media, zapewne w pogoni za clickbajtami, poszły o krok dalej, publikując – moim zdaniem nader hurraoptymistyczne – nagłówki o tym, jak jest dobrze.
Wykres: Czytanie książek w latach 2000-2020 (w procentach)
Co możemy w nich przeczytać? Ano że „Polacy znowu zaczęli czytać książki”, w końcu bowiem odnotowaliśmy „duży wzrost czytelnictwa w Polsce”, wszak to „najlepszy wynik od 6 lat!”. A jak jest naprawdę? Wystarczyło przeczytać cały raport ze zrozumieniem.
Czytanie w całości vs. czytanie we fragmencie
Warto zwrócić uwagę, że w latach 2000-2006 nie schodziliśmy poniżej 50%. Najwyższy wskaźnik w ciągu dwóch ostatnich dekad odnotowaliśmy w 2004 roku. Wówczas odsetek ten wyniósł 58%. Co właściwie oznacza ów wskaźnik? Jak już wspomniałem wcześniej, chodzi o odsetek osób deklarujących czytanie książek. Z jednym zastrzeżeniem – mówimy tu o „czytaniu w całości lub fragmencie (sic!) co najmniej jednej książki w ciągu 12 miesięcy poprzedzających badanie”.
Zatem dużym uproszczeniem, jeśli nie nadużyciem, będzie spłaszczanie tej liczby do osób, które faktycznie (czytaj: od deski do deski) przeczytały przynajmniej jedną książkę w ciągu całego badanego okresu. W tym kontekście dość zasadna wydaje mi się teza Tomasza Grudzińskiego, który – poddając lekturze wyniki raportu Biblioteki Narodowej – dość uszczypliwie stwierdził, że „w Polsce, jak się potkniesz o książkę, to już jesteś czytelnikiem”. No prawie. Ale odłóżmy na chwilę złośliwości na bok. Sprawdźmy, kto czyta książki w naszym kraju. Wróć. Sprawdźmy, kto deklaruje, że czyta (heh, a miało być już bez złośliwości).
Faceci nie czytają książek
Z raportu wynika jednoznacznie, że to kobiety (51%) chętniej biorą się za czytanie książek niż mężczyźni (33%). Mało tego, płeć piękna czyta chętniej i więcej – co najmniej 7 książek w roku przeczytało w analizowanym okresie 15% respondentek, czyli ponad dwukrotnie więcej niż mężczyźni (7%). Poza tym ponad połowa respondentek (52%) deklaruje, że lubi lub bardzo lubi czytać. Podobnego zdania jest tylko co trzeci mężczyzna (32%).
Wykres: Płeć a czytanie książek
Martwi też fakt, że aż 44% panów nie lubi lub bardzo nie lubi czytać. Dalej jest tylko gorzej – co piąty z nich (20%) nigdy nie czytał żadnych książek, a 60% respondentów ostatni raz czytało książkę, gdy chodziło do szkoły…
Czego Jaś się nie nauczy…
Cała nadzieja w młodzieży i oby chętniej niż ich rodzice i opiekunowie nie zakończyli czytania książek w okresie szkolnym. Jeśli już mowa o danych demograficznych, martwi też czytelnictwo w najstarszej grupie wiekowej. Z raportu Biblioteki Narodowej wynika, że jedynie co trzecia osoba (33%) w wieku powyżej 60 lat czyta książki. Jeśli znajdziesz mój wpis Sprzedaż książek w 2020 roku sprzed kilku tygodni, zauważysz, że w tym czasie we Francji osoby powyżej 65. roku życia czytały znacznie więcej (co najmniej 11 książek w ciągu roku) niż ludzie młodzi.
Rysuje się więc dość ponury obraz: czytamy mało, najwięcej czytają młodzi i pośrednio jest to zapewne związane z lepszym dostępem do książek (motywacje rówieśników, szkolne biblioteki, lektury szkolne etc.). Potem jest już tylko gorzej. Analizując stan czytelnictwa w 2017 roku pisałem, że nawyki czytelnicze kształtują dom i środowisko.
Jeśli rówieśnicy z mojej klasy czy szkoły czytają i polecają książki warte lektury, to pół biedy. Gorzej jeśli tych nawyków nie wynosi się z domu. Domu, w którym nie mówi się o książkach, nie poleca się książek, wreszcie – domu, w którym nie ma co czytać. Potwierdzają to badania, z których wynika, że najczęściej źródłem informacji o książkach są znajomi (49%) lub rodzina (38%).
W co trzecim domu nie ma żadnych książek
I tu powinno się bić na alarm. W co trzecim domu (31%) nie ma żadnych książek lub są jedynie podręczniki szkolne. W co dziesiątym domu, w którym są dzieci do 18 roku życia nie ma żadnych książek (11%) lub są wyłącznie podręczniki (12%). Do gromadzenia książek – tak papierowych, jak i cyfrowych – przyznaje się jedynie 6% respondentów. W połowie gospodarstw (55%) w domowej biblioteczce znajduje się co najwyżej 50 książek, a w przypadku 15% domów nie ma więcej niż 10 woluminów.
Wykres: Wielkość księgozbiorów domowych (w procentach)
Jeśli już decydujemy się pozyskać książkę, najczęściej jest to forma tradycyjna, drukowana (97%), a nie nośnik cyfrowy. Ponad połowa książek (54%) to efekt ubiegłorocznych zakupów. I to należy odnotować 4-proc. wzrost w porównaniu z rokiem 2019. Rzadziej niż rok wcześniej pożyczaliśmy książkę od znajomych (32%, spadek o 3%), za to częściej otrzymywaliśmy książkę w prezencie (34%, wzrost o 3 oczka). Co piąta książka (20%) pochodziła z domowej biblioteki (podobnie jak przed rokiem). Rzadko pożyczaliśmy książkę ze szkolnej (5%) lub publicznej (14%) biblioteki.
Co i kogo czytamy najczęściej?
Na koniec kilka słów na temat naszych preferencji czytelniczych. Wciąż bardzo chętnie czytamy literaturę sensacyjno-kryminalną (24%), więc nie dziwi chyba specjalnie najwyższa pozycja Remigiusza Mroza w zestawieniu najbardziej poczytnych autorów 2020 roku. Mróz pojawił się na szczycie raportu BN już rok wcześniej i jak widać nie odpuszcza. Lubimy też sięgać po popularną literaturę obyczajową (20%) oraz literaturę non-fiction (19%).
Tuż za Remigiuszem Mrozem (podobnie jak w 2019 roku) pojawiła się Olga Tokarczuk. I tak wysoka pozycja Tokarczuk może cieszyć, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że autorka „Biegunów” w 2018 roku (zatem jeszcze przed literackim Noblem) była na 28. miejscu, daleko za Danielle Steel, J. K. Rowling, Katarzyną Michalak czy Szczepanem Twardochem.
A potem już tradycyjnie: Stephen King (od 7 już lat w TOP3), Harlan Coben, Adam Mickiewicz i Henryk Sienkiewicz. Swoją drogą, zawsze mnie to nurtowało, czy poza młodzieżą szkolną naprawdę tak chętnie sięgamy po autora „Ballad i romansów”, czy po prostu respondenci – pytani o ulubionego autora – wskazują pierwsze z brzegu nazwisko, które znamy i którego jesteśmy pewni, że to autor i nie pomylimy go z aktorem lub znanym piosenkarzem. Ale nie będę się w tej kwestii wyzłośliwiał, bo nie znam aż tak dobrze metodologii badań.
Skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle?
Reasumując, skoro jest tak dobrze (jak piszą niektóre media), to dlaczego jest tak źle? Publikowane w ostatnim czasie badania, sondaże, raporty i analizy mogą wprowadzić czytelnika w lekki dysonans. Z jednej strony mieliśmy optymistyczne dane z rynku. Pojawiły się badania IMAS International, z których wynikało, że co trzeci Polak w czasie pandemii sięgał (lub deklarował, że sięgnie – tu zdania są podzielone) po książkę, a 17% respondentów przyznawało, że kupiło ich więcej. Mieliśmy też bardzo optymistyczne dane publikowane przez Allegro i Empik, z których wnioski nasuwały się jasno, że książki w internecie kupujemy na potęgę.
Z drugiej strony mieliśmy zamknięte księgarnie, antykwariaty, biblioteki, uczelnie. A nawet jak księgarnie w galeriach handlowych były otwarte, omijaliśmy je szerokim łukiem, gnając przede wszystkim do apteki i spożywczego. W rezultacie w 2020 roku z rynku zniknęło 266 księgarń (o 192 więcej niż w 2019 roku). Nie znalazłem niestety danych dotyczących kondycji antykwariatów w interesującym nas okresie.
Wykres: Źródła pochodzenia co najmniej jednej przeczytanej książki drukowanej na papierze
w 2019 i 2020 roku oraz według płci czytelników książek w 2020 roku
Nawet jeśli brak dostępu do księgarń i instytucji kulturalnych w czasie pandemii rekompensowaliśmy sobie częściowo zakupami książek w dużych marketplace’ach, nawet jeśli w całym 2020 roku kupiliśmy w sumie 100 milionów książek (podaję za Nielsen BookScan Polska), nawet jeśli więcej otrzymywaliśmy książek w formie prezentów, nawet jeśli mieliśmy podczas pandemii więcej czasu dla siebie i bliskich, to niespecjalnie ten czas spożytkowaliśmy na lekturę książki, ba! nawet fragmentu książki!. Otrzymane lub zakupione książki trafiały najczęściej na półki skromnie wyposażonych przez większość Polaków domowych bibliotek.
Konkluzja jest raczej smutna. Książki kupujemy, dostajemy w prezencie, wypożyczamy od znajomych, ale ich nie czytamy. I nie zmieni tego – moim skromnym zdaniem – żadna ustawa, kampania, ani program czytania, nawet jeśli w nazwie tego programu, pojawi się przymiotnik „narodowy”.
fot. Etienne Girardet / Unsplash