Katastrofista pisze fraszki, czyli słów kilka o Józefie Czechowiczu
Temat ten chodził mi po głowie od wielu tygodni: czy katastrofista może parać się satyrą? Kiedy przeglądam twórczość Józefa Czechowicza, zauważam, że podobne pytanie zadawało sobie wielu jego dawnych recenzentów.
Kto z Was kojarzy Czechowicza (choćby ze szkolnej ławki), może powiedzieć o nim, że to jeden z najlepszych poetów okresu międzywojennego, związany ze swoim ukochanym Lublinem, że to twórca wpatrzony w grozę w swych czasów, więcej: autor katastroficzny.
Poeta który w wielu swoich wierszach przeczuwa tragedię, i ginie we wrześniu 1939 roku, przywalony murem zbombardowanego domu. Przypadek? Jak sugerował Kazimierz Wyka, poeta ów przeżył całe życie w oczekiwaniu takiego przypadku.
No właśnie, a wiele lat po wojnie ukazuje się skromny, ale pięknie wydany zbiór krótkich lirycznych fraszek, tryskających dowcipem i celną pointą. Zastanawia mnie tylko, dlaczego poeta pisywał te drobne utwory (rozproszone w różnych czasopismach) pod pseudonimem (nierzadko jako „Henryk Zasławski”), jakby wstydził się swej drugiej natury. Być może uważał te drobiazgi liryczne za mało poważne (Julian Kot przypomina, że sam poeta ponoć nazywał je rymami częstochowskimi).
O czym są te fraszki zatem? To zbiór rubasznych portretów (lub nawet portrecików) znajomych i przyjaciół młodego poety. Niektórych bohaterów tych lirycznych karykatur udało się rozszyfrować. Skoro przywołałem już nazwisko Juliana Kota, który podpisywał swe artykuły „Wiktor Ziółkowski”, łatwo będzie nam teraz odszyfrować tę fraszkę Czechowicza:
O kocie
Zdarza się, iż się ziółko odmieniało w kota;
No, to musi być ziółko! Badać nie ochota!
Jest też fraszka „Na Zygmunta Mądrego”, mówiąca o Zygmuncie Kukulskim, który na potęgę produkował „przedruki, studia… wydania i przyczynki”, zasłynął zresztą z tego, że dzięki jego staraniom na rynku w Lublinie stanął pomnik Kochanowskiego. Sami zresztą przeczytajcie:
Na Zygmunta Starego
Z moich przedruków, studiów, z wydań i przyczynków
pomnikami zaludnią się dziesiątki rynków.
A na chwałę wielkości żywota i czynu,
będzie ten pomnik trwalszy nawet od welinu.
Mnie bardzo podoba się autoportret samego pisarza:
O poecie
Czysty Józef we wszystkich swych odczytach wieści
Zwycięstwo czystej formy, pognębienie treści.
Sakiewce jego nieba dały słuszną normę:
Sakiewka to bez treści, lecz ma czystą formę.
Teraz już wiecie, dlaczego krytycy piszą o Czechowiczu „Czysty Józef”.
I na koniec mała refleksja. Kiedy spoglądam na satyry i fraszki takich autorów, jak Józef Czechowicz, Tadeusz Hollender czy Marian Hemar w kontekście czasów, w jakim im przyszło żyć i trudności, z jakimi musieli się zmagać, te frywolne utwory mają zupełnie inny wymiar. Warto o tym pamiętać.