Tola Korian. Artystka słowa i pieśni
Kiedy na blogu pisałem o przedwojennym kabarecie literackim „Różowa Kukułka”, wspominałem wówczas, że w jego szeregach znalazła się młodziutka poznanianka Tola Korian (właśc. Antonina Terlecka). Występowała ona wpierw w „Kukułce” i „Klubie Szyderców”, gdzie za stronę literacką odpowiadał Artur Maria Swinarski, a później w warszawskiej „Bandzie”, do której teksty pisali Julian Tuwim i Marian Hemar. Były to więc ambitne nietuzinkowe projekty, z którymi niewiele wspólnego mają współczesne znane nam kabarety.
Ale wróćmy do Toli Korian. Występy w Poznaniu i Warszawie w latach trzydziestych ubiegłego wieku były ledwie początkiem jej błyskotliwej kariery. Potem przyszły sukcesy na deskach wielu teatrów i estrad w Paryżu, Atenach czy Moskwie. Życie artystki było tak niezwykłe, że jej wielbiciele i przyjaciele z Toronto postanowili zebrać wspomnienia o niej i wydać je w formie książki.
„Tola Korian. Artystka słowa i pieśni” nie jest jednak biografią, lecz zbiorem esejów, wspomnień i krótkich impresji dotyczących mniej lub bardziej znanych epizodów z życia artystki. I ten koncept okazał się trafiony. W tych wspomnieniach rysuje się niezwykła osobowość jednej z najbardziej utalentowanych polskich artystek scenicznych. Zresztą jeśliby zliczyć wszystkie działalności i projekty, w które zaangażowana była Tola Korian, starczyłoby miejsca na kilka monografii. Zofia Kozarynowa pisała wręcz o wieloosobowości artystki: „Tola była fenomenem zwielokrotnienia osobowości. W każdej z nich była odrębna i w każdej całkowita” – wspomina Kozarynowa.
Zobacz także: Różowa Kukułka, czyli o pewnym kabarecie „istotnie literackim”
Trzeba wspomnieć też o tym, że Tola była uczennicą Yvette Guilbert, słynnej francuskiej aktorki i piosenkarki kabaretowej. Śpiewała w dziesięciu językach i kilku dialektach. Znała świetnie polski, angielski, francuski, niemiecki i włoski, a czytała dobrze w językach hiszpańskim, czeskim i flamandzkim (co znamienne, po wybuchu II wojny światowej nie zaśpiewała już nigdy po niemiecku).
Nie bez znaczenia był też fakt, że teksty, które śpiewała lub recytowała, bardzo często odnajdywała w rękopisach, starodrukach i czasopismach. Stroniła od przebojów i znanych wszystkim utworów. Sięgała głęboko do korzeni języka, do folkloru, odkrywając na nowo i interpretując zapomniane kołysanki, pieśni pasterskie czy kolędy – prowansalskie, katalońskie, staroangielskie i polskie.
Folklor – muzyka ludowa w szczególności, to początek wszelkiego piękna, bo cała sztuka wywodzi się z folkloru, jak cywilizacja z prymitywu – mówiła Tola Korian w jednym z wywiadów.
By poznać Tolę Korian, trzeba też wiedzieć o jej żmudnych poszukiwaniach naukowych, o studiach literatury francuskiej i doktoracie z literatury porównawczej, o wykładach w St. Xavier College w Chicago. Nie można też pominąć jej pracy jako tłumacza w BBC czy w redakcji „Polski Walczącej” – u boku jej przyszłego męża Tymona Terleckiego, gdzie była „sekretarką (…) i pedantyczną korektorką”.
Publikacja pełna jest takich zadziwień, zaskakujących faktów, niezwykłych wspomnień, w których jak w mozaice czytelnik układa sobie postać niezwykłej, skromnej artystki o naturze renesansowej. Nic więc dziwnego, że Tuwim szybko poznał się na jej artystycznych zdolnościach i zamiłowaniu do słowa. Zdaje się, że Tola – podobnie jak książę poetów – „smakowała słowa, rozgryzała je” i na swój sposób przeżywała.
Ale książka „Tola Korian. Artystka słowa i pieśni” ma dla mnie olbrzymią wartość jeszcze z jednego powodu. Otóż egzemplarz, który zdobyłem w jednym z antykwariatów posiada dodatkowe atrybuty – m.in. piękny exlibris, wpis Katarzyny Fejcher-Akhtar, która była redaktorem książki oraz wklejoną na ostatniej stronie dedykację Toli Korian. To wyjątkowa pozycja o bibliofilskim znaczeniu, zwłaszcza że wydana została w niewielkim nakładzie 650 egzemplarzy. To piękne starannie wydane dzieło, które warto mieć w swojej domowej bibliotece.
———
Tola Korian. Artystka słowa i pieśni, Oficyna poetów i malarzy, Londyn 1984.