O fraszkach, Koziołku Matołku i 1 Dywizji Pancernej gen. Maczka
Przed tygodniem wpadła mi do ręki interesująca lektura – tomik „Fraszek wojennych”, wydanych w 1946 roku w Brukseli. Autor tego skromnie wydanego zeszyciku pisał swoje drobne utwory pod pseudonimem OR-SI.
Dziś nietrudno odgadnąć, że fraszki wyszły spod pióra Mieczysława Eiznenmana, literata i dziennikarza, byłego redaktora wydawanego w Szkocji „Dziennika Żołnierza” 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, a także współpracownika londyńskich „Wiadomości”.
Od kilku dni wertuję kartka po kartce, kilkakrotnie czytając każdą z fraszek i z zaciekawieniem przyglądam się ilustracjom… Tę charakterystyczną kreskę szybko można rozpoznać, przywołując na myśl wspomnienia z dzieciństwa. Jak się okazało, rysunki do tego zbiorku są autorstwa Mariana Walentynowicza (zgadza się: tego, który zilustrował Koziołka Matołka oraz wiele innych książek dla dzieci!). Panowie zresztą musieli się dobrze znać, bo Walentynowicz był korespondentem wojennym w 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka.
Co jeszcze jest takiego niezwykłego w nieznanych mi wcześniej fraszkach wojennych? Na pewno to, że mimo czasu okupacji, OR-SI nie wychwala w nich bohaterstwa i cnót żołnierskich. Znając na wylot słabostki i niedoskonałości swoich kompanów, potrafi je barwnie opisać, uwypuklić i ośmieszyć. Zresztą tak w felietonach i wierszach, jak i w jego powieści „Miedzy jedną bitwą a drugą”, widać sporą dawkę humoru i dystansu do siebie. W jednym z felietonów pisanych do londyńskiego tygodnika Eizenman nie omieszkał wytknąć: „O ile miałbym coś do zarzucenia redaktorowi „Wiadomości” – jako że nikt nie jest prorokiem we własnym raju – (…) to chyba to, że jego rajscy aniołowie, tak rzadko się uśmiechają”.
Do kogo zatem adresowany jest ten tomik? We wstępie odpowiada sam autor: „Do takiego, którego szumne frazesy przyprawiały zawsze o mdłości, wiecznego kpiarza o nieprzeciętnym poczuciu humoru, zawadiaki, nieustępliwego zarówno w walce, jak i na dancingu (…), dla psioczącego na wojsko lecz z nonszalancką dumą noszącego swój czarny naramiennik – jednym słowem: dla (…) żołnierza 1. Dywizji Pancernej”.
Czytelnik nie znajdzie w tych fraszkach wyszukanych metafor, homeryckich porównań, niebanalnych aluzji literackich. Ale nie taki był zamiar autora, który w ten właśnie charakterystyczny dla siebie sposób „przez te wszystkie ponure lata (…) rozweselał brać wojskową”.
Eizenman, mimo że sam pisywał wiersze i felietony, publikował też nadsyłane przez innych żołnierzy utwory, z których większość trafiała do opasłej teczki (te nie nadawały się do niczego), co lepsze lub dowcipniejsze były przez niego rozklejane na drzwiach i ścianach redakcji. Celnie ujął to Edmund Goll, który w jednym ze swoich felietonów napisał:
Naród polski to naród poetów. Szczególnie to widać w czasie wojny, gdy każdy wojak umiejący w garści trzymać byle jaki przyrząd do pisania, pitrasi wiersze.
Poniżej kilka fraszek wojennych Mieczysława Eizenmana:
Wsparcie lotnicze
Kiedy wsparcie lotnicze nastąpiło znowu
pewien żołnierz aliancki – hyc – skoczył do rowu,
spojrzał w górę i spytał z niepokojem szczerym:
„Is your bombing really very necessary?”
Workiem zwali Polacy pułapkę pod Falaise.
Anglik nazwał ją „pocket”. Nie dziwię się wcale.
Stosując różne fakty nazwy się nie zmieni.
Więc Polak bił po worku, Anglik – po kieszeni.
Każdy walczy jak umie
Pancerniak na urlopie spotyka w Londynie
rodaka, który biada: „Ach, kiedyż to minie?
Ja tu w walce trwam wiecznej, o wolność dla sprawy
wszystkie siły wytężam! A co pan łaskawy?
Jak tam było w Normandii”? – Odparł: „Jak na wojnie.
Trochę się postrzelało. Na ogół spokojnie”.
Niedyskretne pytanie
Żołnierze! – ktoś przemawiał – waszych czynów gloria
to złotymi zgłoskami pisana historia!
Za wasz trud, wasze męstwo – hołd ogólny macie!
Na to jeden z żołnierzy: „A gdzie ciepłe gacie”?!
Propaganda
Już włożył spodnie w kantki, bo idzie na miasto,
gdzie się ma dzisiaj spotkać z uroczą niewiastą.
Od drzwi wraca i mówi: „Jeszcze zdążę,
lecz jak po holendersku będzie – polski książę:?