W poszukiwaniu polskiego odpowiednika angielskiego weekendu
Jako że właśnie rozpoczął się długi weekend, a zatem okres wytchnienia od pracy, ponownie sięgam po opisywany ostatnio przeze mnie zbiór „Cicer cum caule, czyli groch z kapustą” Tuwima. I co znajduję? Otóż okazuje się, że przed wojną został rozpisany konkurs na polski odpowiednik angielskiego słowa weekend.
Propozycji nadesłano bez liku. Co ciekawsze postaram się wymienić: świętówka, dwudzionek, przedświątek, dwudniówka, wylotka (?), zefirówka, naturzanka, doboświątek, niedziałek, czasopęd, pokrzepiówka, świątecznik, ozoniak, przyśnięcie, przyświątka, wykapka (?), wydech (?), przewietrze, wywczaśnik, wytchniówka, odświeżka, saturniak (?), wyskok, wypoczka…
Być może osobom, którym bliżej do „łykendu” niż do weekendu, odpowiadałoby określenie typu „jestem już na wydechu” lub „rozpoczynam wylotkę”, ale dzięki Bogu, żaden z tych neologizmów nie przyjął się w naszym języku. Zresztą najpełniej pointuje te grafomańskie próby sam Tuwim:
„W słowotwórstwie, jak w każdej twórczości, potrzebny jest talent, a czasem natchnienie. Puszkin powiedział, że natchnienie potrzebne jest nawet w geometrii. Ale jak widać, ten stan błogosławiony nie towarzyszył autorom powyższych projektów”. Nic dodać, nic ująć. Zatem – miłego i długiego weekendu życzę!
Ja używam – tygoniec.
Za PRLu weekend nazywano Wypoczyn
A co sądzicie o ” popiątek” ?
A może zwieńczennik (tygodnia)?
ŁIKEND ;-)